poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Czy Polacy zdradzają swoich partnerów



Wpadł mi dzisiaj w ręce poradnik psychologiczny  Polityki tom 4. Przeczytałam w nim rozmowę z bardzo znanym doktorem nauk medycznych Zbigniewem Liberem. Mój autorytet powiedział:
„Myślę, że jeśli ludzie szanują się nawzajem, to problem zdrady nie istnieje. Ktoś kogoś zafascynuje, przeżywa cudowną chwilę, ona się kończy i tyle – byle tylko partner się nie dowiedział”.
I dalej na pytanie – Zdrada nie musi prowadzić do emocjonalnej ruiny związku? - odpowiedział:
„Nie musi. To coś, co każdemu może się zdarzyć – nie należy dramatyzować, choć też nie należy do tego podchodzić zbyt swobodnie. Podobnie jak z innymi pokusami – im bardziej coś jest zakazane, tym bardziej kusi. Jeśli partner jest wobec nas czuły, serdeczny, miły – to z czego robić problem. Czego chcieć więcej?”
Zasępiłam się. Pomyślałam - może jestem zbyt zaściankowa, nie dzisiejsza, czasy się zmieniają… a ja kurczowo trzymam się przestarzałych poglądów. Może czas je zrewidować?
Ale tak naprawdę gdzieś tam w środku czułam dyskomfort i wewnętrzną niezgodę.

Bo jak to, zdrada nie jest żadnym problemem? Partner nas zdradza, a przy tym szanuje? Jest miły, serdeczny, czuły? I czegóż chcieć więcej? I najważniejsze, żebym się nie dowiedziała?
Żeby mówić o zdradzie, musi istnieć między partnerami więź emocjonalna, w której istnieje zasada wierności, lojalności i uczciwości. Decydując się na związek z druga osobą oczekujemy od niej dokładnie tego – wierności, lojalności i uczciwości. I nie jest ważne czy zalegalizowaliśmy związek czy też nie.
To prawda, zmienia się mentalność ludzi, dlatego też świadomi zmian zachodzących w świecie, czy w samym związku,  partnerzy zakładają możliwość rozwodu w przypadku, gdy ich małżeństwo się nie uda, gdy partner, któremu zaufali nie dotrzymuje danej obietnicy.
Statystycznie ilość rozwodów ciągle wzrasta. I tak np. w 2000 roku było ich 43 tysiące, w roku 2009 już 72 tysiące. Nie mam danych dotyczących związków nie zalegalizowanych.
Zdrada jako powód rozwodu, plasuje się na wysokiej pozycji, tuż za niezgodnością charakterów i alkoholizmem partnera. Wskazuje to na to, że partnerzy wciąż przykładają wielką wagę do wierności jako podstawowego elementu przysięgi małżeńskiej. I nadal oczekują jej od partnera, z którym decydują się na wspólne życie.
W religii rzymsko-katolickiej zdrada uznawana jest za jeden z ciężkich grzechów, na równi z grzechem kradzieży, zabójstwa czy nienawiści. I stosując analogię do słów doktora: ukradnij, zabij – byleby tylko nikt się o tym nie dowiedział? To tak ma być?
Wierzę głęboko w Boga, chociaż starannie oddzielam go od kościoła. Ale nie kradnę, nie morduję, obce mi jest uczucie nienawiści i … nie zdradzam, chociażby z szacunku dla drugiego człowieka, który mi zaufał.
Popełniając grzech cudzołóstwa nie liczymy się z uczuciami drugiego człowiekiem, z jego godnością. A to oznacza brak szacunku dla niego.
Fakt, że na szacunek trzeba zapracować, nie jest on nam dany raz na zawsze. Ale jeśli „szacunek to uznanie godności drugiej osoby, poważanie, uszanowanie, poszanowanie, respekt, atencja, estyma, pokłon,  a atencja to okazanie komuś specjalnych względów, traktowanie z nadzwyczajna uwagą” – to jak się ma zdrada do wzajemnego szacunku? Partner nie zapracował na szacunek? Czy z szacunku zdradzamy? Zupełnie nie rozumiem współistnienia szacunku wraz z dokonanym aktem zdrady?
Faktem jest, że i sam grzesznik doprowadza się do stanu winy i wewnętrznego cierpienia. (Pomijam tu przypadki socjopatyczne, którym obce jest współodczuwanie czy wina).
Być może takie postawienie tematu zdrady jest koniecznością, po to, żeby człowiek jej się dopuszczający poczuł się lepiej? Wszak kościół, również dopuszcza pokutę za popełnione grzechy i odpuszczenie winy.
Oczywiście jest zasadnicza różnica pomiędzy grzechem zabójstwa, kradzieży, a grzechem cudzołóstwa. Ale czasem zdrada zwyczajnie emocjonalnie... zabija.
Zgadzam się, są inne czasy, wiele się zmienia, obyczaje się rozluźniają, dawny grzech zdrady, nie jest już ciężkim grzechem, staje się drobnym wykroczeniem.
Partner jest czuły, serdeczny… czegóż chcieć więcej? Naprawdę tylko tyle powinniśmy oczekiwać od  naszego partnera? Żeby był miły, serdeczny, czuły? I dyskretny, gdy zdradza?
Dla mnie to trochę za mało. Jeśli jestem z kimś, otwieram się przed nim, powierzam mu swoje tajemnice, ufam bezgranicznie… a on mnie po prostu zdradza, bo powodowało nim chwilowe zauroczenie. Cóż za nie lojalność. I mam tak po prostu nie robić problemu? Jak mam mu ponownie zawierzyć?
Nie wykluczone, ze stałoby się to po wielu miesiącach czy latach terapii.
I jeśli twierdzi, że mnie kocha, a przy tym zdradza, to cóż to za miłość? Płytka, powierzchowna, nic nie warta. Uważam, że kochający partner, który nas szanuje  - nie zdradza nas nigdy.
„Miłość silna i głęboka jest nacechowana szacunkiem. Taka miłość uwzniośla. Osoby, które budzą tej miary uczucia, stymulują nas: obcowanie z nimi skłania, byśmy stawali się lepsi, pełniej wykorzystywali własne możliwości i wznosili się ponad własną słabość.” – ja chcę tak właśnie kochać i tak chcę być kochana. A kiedy mnie zdradzi, mam czuć się winna… bo nie wzbudziłam w nim takich uczuć, które wyniosły go ponad słabości?
Mój ulubiony Wojciech Kruczyński tak napisał o zdradzie:
"Niewiele jest przykrzejszych rzeczy na tym świecie, niż zdrada najbliższej osoby. W ciągu kilku sekund twój uporządkowany, bezpieczny świat wali sie w gruzy - pozornie szczęśliwa, wspólna przeszłość staje pod znakiem zapytania, rozpadają się plany na przyszłość, a nad tym wszystkim góruje dotkliwy ból zawiedzionego zaufania. W jednej chwili stajesz sie najbardziej samotną osobą na świecie".
" Zdrada zwykle nie zdarza się z dnia na dzień. Jest raczej zwieńczeniem stopniowo narastającej nudy, braku bliskości i akceptacji. Pojawienie sie tej drugiej osoby, która trafia w niezaspokojone pragnienia miłości, uznania i zrozmienia, twoje lub twojego Partnera, może tylko zdradę przyśpieszyć - nie jest jednak jej przyczyną. Nie zdradzamy osób, które w pełni zaspokajają nasze potrzeby. Wtedy zdrada staje sie sposobem na podtrzymanie iluzji idealnej miłości, bez której trudno nam żyć. Staje się sposobem na uniknięcie samotności w związku".
"Zdrada może uleczyć związek" - strzeż się tego przekonania. W rzeczywistości zdrada powiększa problem. Jedyną "zaletą" jest to, że przynajmniej wydobywa go na światło dzienne. Często właśnie dlatego zdzradzamy - umęczeni brakiem ciepła lub nudą, chcemy wstrząsnąć związkiem. Co bedzie to będzie. Niestety taki wstrząśnięty związek często rozpada się na kawałki nie do posklejania. Zbyt wiele zawodu, wstydu i gniewu".
"Jesli ci sie uda stworzyć z partnerką wasz własny, intymny świat pełen zaufania i bliskości, zdrada wyda ci sie kiepskim interesem. Nawet jak taki pomysł przemknie ci czasem przez głowę (pokusy są wśród nas), nie będziesz chciał sprzedać swego doświadczenia bliskości za kilka upojnych chwil i poczucie triumfu z powodu nowej zdobyczy. I odwrotnie - jeśli zdrada jest dla ciebie czymś tak atrakcyjnym, że jesteś dla niej w stanie zaryzykować to, co jest między tobą a twoją Partnerką, oznacza, że dotąd nie odnalazłeś z nią (i z nikim innym) prawdziwej bliskości, że wciąż jesteś samotny, choć może nie zdajesz sobie z tego sprawy".
Pokusy czyhają na każdego, ale wielu z nas potrafi się im oprzeć. Chyba różnimy się trochę od zwierząt? Myślimy, analizujemy, mamy wyobraźnię i zdolność empatii.
Nie spłycajmy miłości, czy prawdziwego związku. Szanujmy partnera. I jeśli nam związek nie odpowiada – popracujmy nad nim, albo odejdźmy. Nie  upokarzajmy partnera, kogoś kto nam bezgranicznie  uwierzył i zaufał.


autor - Elżbieta Kmiciewicz

Cytaty:
Poradnik psychologiczny polityki tom 4 – rozmowa z doktorem
wikipedia – szacunek, atencja.
„Siła emocji – zrozumieć uczucia pokonać problemy” – Michelle Larivey
„Wirus samotności” – Wojciech Kruczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz