Wpadł mi dzisiaj w ręce poradnik psychologiczny Polityki tom 4. Przeczytałam w nim rozmowę z bardzo znanym doktorem nauk medycznych Zbigniewem Liberem. Mój autorytet powiedział:
„Myślę, że jeśli ludzie szanują się nawzajem, to problem zdrady nie istnieje. Ktoś kogoś zafascynuje, przeżywa cudowną chwilę, ona się kończy i tyle – byle tylko partner się nie dowiedział”.
I dalej na pytanie – Zdrada nie musi prowadzić do emocjonalnej ruiny związku? - odpowiedział:
„Nie musi. To coś, co każdemu może się zdarzyć – nie należy dramatyzować, choć też nie należy do tego podchodzić zbyt swobodnie. Podobnie jak z innymi pokusami – im bardziej coś jest zakazane, tym bardziej kusi. Jeśli partner jest wobec nas czuły, serdeczny, miły – to z czego robić problem. Czego chcieć więcej?”
Zasępiłam się. Pomyślałam - może jestem zbyt zaściankowa, nie dzisiejsza, czasy się zmieniają… a ja kurczowo trzymam się przestarzałych poglądów. Może czas je zrewidować?
Ale tak naprawdę gdzieś tam w środku czułam dyskomfort i wewnętrzną niezgodę.